Najgorsza jest niemoc. Byłam dzisiaj w schronisku z wolontariuszami, wyszłam w nie najlepszym stanie psychicznym. Nie płaczę przy interwencjach, ale w schronisku nie wytrzymałam. Nie dlatego, że dzieje się tam psom krzywda, nie. Byłam świadkiem tego czego nigdy nie zrozumiem, czegoś co rozdziera moje serce na kawałki. Wiem ,że to częste i pewnie pracując w schronisku przywyknęłabym do tego, ale na razie jest mi trudno. Do schroniska dwóch mężczyzn przywiozło psa. Sześcioletniego mieszańca, zadbanego.Mówili,że muszą go oddać, bo ojciec nie może się nim opiekować, podobno próbowali, ale nie dają rady. Pies raczej niezbyt przyjazny do innych psów,do obcych ludzi chyba też. Przestraszony, cały się trząsł nie chciał zostać w kojcu. Gdy go tam prowadzili oglądał się jakby chciał powiedzieć, nie chcę tu zostać zabierzcie mnie z powrotem do domu,tam jest mój kocyk, miska,mój pan. Patrzył błagalnym wzrokiem, żeby go tam nie zostawiać. Mężczyźni byli niewzruszeni. Został. Stał i patrzył za oddalającymi się właścicielami. Nie rozumiał i nigdy nie zrozumie, dlaczego jeszcze przed chwilą miał ciepły dom, a teraz jest w schronisku. Ja też nigdy nie pojmę takiego postępowania.Bierzemy zwierzęta jak zabawki, pluszaki, które można wyrzucić na śmieci jak się znudzą lub jak to mówimy nie daję rady. Bierzemy szczeniaki, bo fajne słodkie, milutkie, ale one kiedyś wyrosną ze szczenięctwa,zmienią się. Może już nie będą takie słodkie,może zaczną sprawiać problemy, bo nie umieliśmy ich wychować. Nie myślimy o tym, bo jesteśmy EGOISTAMI. Wydaje się nam, że wszystko nam wolno, bo jesteśmy ludźmi. Zdajmy więc sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy właścicielami ziemi i wszystkiego co na niej żyje, ale jej opiekunami. Zacznijmy być odpowiedzialni za to oswoiliśmy, bo pierwszymi istotami które z niej zginą będziemy MY.