Właśnie świętujemy roczek naszej Anacondy. Ten czas przeżyłyśmy naprawdę na wysokich obrotach i bardzo intensywnie. Jeżeli śledzicie nasze losy to zapewne wiecie, że dużo się u nas działo. Nasza fundacja zaistniała w prasie i mediach, przełożyło się to na większą ilość adopcji interwencji. Nasze grono powiększyło się o kilku wspaniałych ludzi, którzy tworzą razem z nami spójną całość. Współpracujemy ze schroniskiem. Brałyśmy udział w projekcie Fundacji na Rzecz Collegium Polonicum. Fundacja Inicjatyw Społecznych „Dla Przyszłości” otoczyła nas opieką, pomogła nam w wielu ważnych dla nas sprawach. Brałyśmy udział w różnych przedsięwzięciach tych organizacji. Na targach razem z ludźmi , którzy popierają naszą działalność oraz z zespołem Szkół Odzieżowych uszyłyśmy naszą Anacondę która mierzy 104 m. Jeździłyśmy na szkolenia dzięki czemu poznałyśmy ludzi z różnych stowarzyszeń oraz fundacji. Zorganizowałyśmy Festiwal Animalia 2012, a w tej chwili realizujemy projekt w ramach FIO. Nasza prezes Małgosia dostała Honorową Odznakę Miasta Gorzowa. I najważniejsze znalazłyśmy domy wielu naszym podopiecznym-do nowych domów trafiło ponad 60 kociaków i około 30 psiaków. Jeździmy na wiele interwencji, i uwierzcie nie jest to łatwe. Co nam pomaga i dodaje siły – myślę, że wiara w lepsze jutro. Wiara w to, że naszą pasją i bezinteresowną pomocą zarazimy innych. Wiara w to, że my ludzie zaczniemy traktować zwierzęta z należytym szacunkiem. Każda z nas, Anacond to indywidualny charakter i temperament. Każda z nas jest inna i chyba dlatego nadal jesteśmy i wspieramy się w wielu trudnych sytuacjach. Jesteśmy jak rodzina. Wiem, że nie raz miałyśmy chwilę zwątpienia, ale każdy następny zwierzak, który dzięki nam na nowo odzyskuje spokój i wiarę w ludzi dodaje nam sił i motywuje do dalszego działania. Pamiętamy każdego futrzaka i historię z nim związaną. Było ich wiele i niestety nie wszystkie skończyły się dobrze. Za każdym razem kiedy jedziemy na interwencję myślimy, że nic już nas nie zdziwi-a jednak z przykrością muszę powiedzieć, że nieczułość i bezmyślność niektórych ludzi nie zna granic. Chciała bym abyście tym razem poznali historię niektórych naszych podopiecznych. Majlo - kwiecień 2012r.Ktoś w końcu się zlitował i zadzwonił do nas z prośbą o interwencję. Psiak na grubym łańcuch przyczepiony do muru ostatnimi siłami bronił się aby nie upaść na ziemię w błoto. Bez jedzenia, budy, picia, przekrwione oczy. Widok był przerażający. Męczarnia Majlo musiała trwać już jakiś czas. Najgorsze było to, że psiak stał naprzeciwko wejścia do domu. Kiedy zapukałyśmy do drzwi otworzyła nam kobieta, która w domu trzymała pięknego zadbanego drugiego psa. Zapytana kiedy zwierzę jadło usłyszeliśmy agresywną odpowiedź „to nie mój pies tylko córki. Ja na niego pieniędzy wydawać nie będę”. Nie rozumiem jak można być tak okrutnym wobec jednego psa i tak opiekuńczym wobec drugiego. Chwilę później pies siedział w naszym aucie i jechał do lecznicy. Czuł, że jedzie do lepszego świata. Wtulał się i nawet przez chwilę nie obejrzał się za siebie. Jeszcze kilka dni i Majlo zdechł by z głodu. Miał dużą niedowagę. Dostał leki oraz kroplówki. Długo dochodził do siebie. Patrząc w jego oczy widziało się tylko cierpienie jakiego doznał w tak krótkim pieskim życiu. Pół roku szukaliśmy dla niego nowego domu. Udało się !.Adoptowała go wspaniała rodzina. Pokochała go a w jego oczach widać prawdziwe szczęście. Aksa to nasza kocia podopieczna. Została znaleziona przez naszą Ewę zimą w największe mrozy na działkach. Była ociężała i ciężko oddychała. Jej uszy były sztywne –wyglądały jak by były z wosku.Bez chwili namysłu została zabrana do weterynarza. Tam usłyszeliśmy, że tak naprawdę kicia powinna już dawno nie żyć. Praktycznie każdy jej organ wewnętrzny nie był na swoim miejscu. Prawdopodobnie ktoś się nad nią znęcał. Kiedy weterynarz chciał obejrzeć jej uszy zostały mu one w dłoniach, były odmrożone i same odpadły. Pierwszy raz widziałyśmy coś takiego. Ale nie dałyśmy za wygraną. Aksa przeszła poważną operację. Jej stan był bardzo poważny. Po zabiegu opiekowała się nią nasza Luiza. Kicia wyzdrowiała i w tej chwili jest bardzo szczęśliwa w nowej rodzinie, a brak uszu dodaje jej tylko uroku. Wrzesień 2012. W podgorzowskiej wsi bezduszny właściciel wyrzucił z auta młodą suczkę z trzema młodymi szczeniakami. Kiedy się o tym dowiedziałyśmy pojechałyśmy je wszystkie wyłapać. Nie było to jednak proste. Mama młodych chciała bronić swoich dzieci. Szczekała i warczała. Maluchy pochowały się w lesie. Długo trwało aż suczka nam zaufała. Kiedy zmęczona weszła do auta pokazała jaka jest kochana. Łapką przygarniała do siebie moją dłoń aby ją głaskać. Wspaniałe uczucie kiedy pies, który został tak potraktowany garnie się do człowieka i szuka bliskości. Gorzej było z młodymi. Ale cierpliwość Agatki, Marty i Marka przyniosła efekty. Jeden po drugim małe trafiały do transporterów Cała rodzina późnym wieczorem trafiła do domu tymczasowego. Na chwilę obecną cała czwórka ma nowe szczęśliwe domy. Następnym razem poznacie losy innych naszych kochanych zwierzaków. Niestety taki straszny los naszym podopiecznym zgotowali ludzie. Co dzień walczymy i mamy nadzieję, że to wszystko się zmieni. Dlatego właśnie jesteśmy. Zwierzaki są takie bezbronne i ufne-nie wykorzystujmy tego. One też czują. Nie bądźmy obojętni na krzywdę, która może właśnie się dzieje wokół was. Aby pomagać wystarczy otworzyć oczy i serce. To nie jest trudne.