Często w pomoc dla jednego zwierzaka angażuje się kilka osób. Krótki opis tego, czego nie widać na fotkach.
Relacja Marty z akcji: „Odwozimy psa do schroniska”.
Jedziemy w składzie: Gosia, Marek i ja, w wisielczym nastroju w kierunku schroniska. Dinuś tuli się i macha ogonem nic nie rozumiejąc. Raczej myśli , że jedzie na jakąś ekstra wycieczkę. Wysiadamy pod schroniskiem z samochodu, Gośka idzie zapalić, a ja z Dinusiem na pożegnalny spacerek. Wracamy pod bramę schroniska, dzwoni telefon - to Paulinka : "Marta, udało mi się skontaktować z Panią z Warszawy, zainteresowaną Dinem. Ma duży przydomowy teren i inne zwierzaki. Wie, że Dino ma pięć lat i zna jego fatalną sytuację. Zadzwoń szybko do niej!"
Dzwonię!
- Pani Joanno, to prawda, że chce pani Dina?
- Tak, proszę, nie oddawajcie go do schroniska, zawieźcie go do hotelu, ja za wszystko zapłacę. Jeden dzień w schronisku może go na długo złamać.
- Pani Joanno, piesek lubi ruch, może przeskakiwać ogrodzenie.
- U mnie będzie miał hektar terenu do hasania, więc nie będzie miał po co uciekać. Proszę, nie oddawajcie Dina do schroniska!
Gośkaaa! Dino ma dom! Dzwoń do hotelu. Zniecierpliwiony pan Czesiu wychodzi już przed schronisko obejrzeć delikwenta. Panie Czesiuu, zabieramy Dina z powrotem. Gośka już wisi biednemu panu Czesiowi na szyi (z radości oczywiście).
Pan Czesio tylko skwitował: "DINO FARCIARZ"